20.05.1999
J.R. Nyquist
Czy można przetrwać wojnę atomową?

Poznań, 6.01.2003
www.jrnyquist.com

Po artykule na temat przygotowań Rosji do wojny atomowej, dostałem w odpowiedzi interesującą korespondencję. Niektórzy z autorów tych listów podejrzewają, że jestem kompletnym ignorantem. Zwracają uwagę, że przecież wojna atomowa wywołałaby "zimę jądrową" i wówczas wszyscy byśmy pomarli. Ponieważ nikt nie chce umierać, dlatego nikt również nie rozpocząłby wojny atomowej (nikt również nie przygotowywałby się do niej poważnie). Inni z moich korespondentów sugerują z kolei, że nie mam pojęcia o skutkach promieniowania jądrowego.
Cierpliwie odpowiadam moim korespondentom, że wojna atomowa nie oznaczałaby końca świata. Odwołuję się do badań, które pokazują, że "zima jądrowa" nie ma żadnych naukowych podstaw, że pył radioaktywny nie zabiłby całego życia na ziemi. To zadziwiające, ale tylko nieliczni dają się przekonać. Większość woli apokaliptyczne mity, tworzone przez autorów prac popularno-naukowych, producentów filmowych i dziennikarzy. Jeżeli dr Carl Sagan powiedział raz, że następstwem wojny atomowej będzie "zima jądrowa", to musi to być prawda. Gdy podczas filmu ludzkość ginie z powierzchni ziemi w wyniku radiacji, to znaczy, że właśnie tego powinniśmy oczekiwać w realnym życiu.
Ale Carl Sagan mylił się na temat zimy jądrowej. A film "Na plaży" ("On the Beach") wprowadził w błąd amerykańskich kinomanów na temat działania radioaktywnego pyłu. Już czas, żeby raz na zawsze, skończyć z tymi mitami. Wojna atomowa nie oznacza końca świata, choć może się okazać straszliwie wyniszczająca.
Wielu uznanych fizyków ostro skrytykowało hipotezę zimy jądrowej. Laureat nagrody Nobla Freeman Dyson stwierdził kiedyś na temat zimy jądrowej: "To jeden z najohydniejszych odcinków nauki, ale już straciłem nadzieję na przekonanie o tym opinii publicznej".
Michael McElroy, profesor fizyki na Uniwersytecie Harvarda, również krytykował hipotezy na temat jądrowej zimy: stwierdził kiedyś, że badacze, zajmujący się tym zagadnieniem, w swojej pracy zatytułowanej "Jądrowa zima: globalne konsekwencje wielokrotnych wybuchów jądrowych (Science, 1983), posłużyli się metodami z dziedziny "karcianego szulerstwa".
Zima jądrowa to teoria oparta na przekonaniu, że masowe użycie broni jądrowej spowoduje powstanie takich ilości dymu i popiołu, które trwale przysłonią słońce, powodując w ten sposób katastrofalny spadek temperatury na całym świecie. Według Carla Sagana, cała planeta ulegnie w takiej sytuacji zlodowaceniu. Uprawa żywności będzie niemożliwa. Ludzkość wyginie z zimna i głodu.
W rzeczywistości naturalne klęski żywiołowe powodują od czasu do czasu powstanie znacznie większych ilości dymu i popiołu, niż te spodziewane w wyniku wybuchu wojny jądrowej. W 1883 roku wulkan Krakatau eksplodował z siłą równą 10 000 bomb jednomegatonowych, z siłą większą niż siła arsenału jądrowego zgromadzonego na świecie. Wybuch Krakatau nie miał większego wpływu na warunki pogodowe. Jeszcze bardziej zgubne wydarzenie miało miejsce wiele tysięcy lat temu, gdy ogromny meteor uderzył w Quebec z siłą 17,5 mln jednomegatonowych bomb, tworząc krater o średnicy 63 km. Ale Ziemia nie uległa zlodowaceniu, a życie na planecie nie zostało zniszczone.
Należy też wziąć pod uwagę poglądy profesora George'a Rathjensa, znanego przeciwnika broni jądrowej, który powiedział, "Zima jądrowa jest najbardziej wyrazistym przykładem fałszywego przedstawienia dokonań nauki, jaki pamiętam". Warto też zwrócić uwagę na poglądy profesora Russella Seitza, z harwardzkiego Uniwersyteckiego Centrum Stosunków Międzynarodowych, który powiedział, że hipoteza jądrowej zimy została skompromitowana.
Dwóch badaczy, Starley Thompson i Stephen Schneider, odbrązowili hipotezę jądrowej zimy w czasopiśmie Foreign Affairs z lata 1986. Thompson i Schneider napisali: "apokaliptyczne wnioski wypływające z hipotezy o jądrowej zimie mogą być uznane za znacznie mniej prawdopodobne, aniżeli do tej pory sądzono".
Dobrze. Czyli, nie będzie jądrowej zimy. Co jednak w takim razie z radioaktywnym pyłem? Czy powstała w następstwie wojny atomowej radiacja nie spowoduje skażenia całego globu, zabijając wszystkich?
Najkrótsza odpowiedź brzmi: absolutnie nie. Jądrowy pył radioaktywny to oczywiście problem, ale nie powinniśmy przeceniać jego znaczenia. Są dwa rodzaje radioaktywnego pyłu (opadu promieniotwórczego), powstałego w wyniku wybuchu atomowego. Są to opady powstałe w wyniku: 1) promieniowania opóźnionego i 2) promieniowania krótkotrwałego.
Według badacza Petera V. Pry'a, "Skutki promieniowania opóźnionego, wbrew popularnej opinii, nie spowodują śmierci miliardów ludzi na całym globie". Choć oczywiście wzrośnie liczba osób umierających na raka naczyń limfatycznych, białaczkę, raka tarczycy. "Jednakże, przekonuje Pry, "takie przypadki byłyby prawdopodobnie znacznie rzadsze, niż dziś występujące przypadki śmierci w następstwie... palenia papierosów, czy wypadków samochodowych".
Prawdziwe niebezpieczeństwo stanowią następstwa promieniowania krótkotrwałego. To rodzaj skażenia, które powstaje, gdy wybuch powstaje tuż nad lub w zetknięciu z powierzchnią ziemi. Powstały w ten sposób pył radioaktywny może zabić miliony ludzi, w zależności od zastosowanej strategii. Ale ten rodzaj promieniowania zanika i przechodzi na bezpieczny poziom po upływie zaledwie 13-18 dni. Nie jest trwały. Ludzie żyjący poza skażonym terenem, będą bezpieczni. Ludzie z terenu skażonego mogą przetrwać, jeżeli będą mieli dostęp do podziemnych schronów. Na niektórych obszarach może nawet wystarczyć pozostawanie w zamkniętym mieszkaniu.
W przeciwieństwie do obiegowych, a mylnych opinii, nie ma udokumentowanych przypadków śmierci w wyniku skażenia jednym z dwóch rodzajów promieniowania ani w Hiroszimie, ani w Nagasaki. W obu przypadkach wybuchy zostały przeprowadzone nad powierzchnią ziemi, co powoduje powstanie minimalnych ilości radioaktywnych pyłów. Współczesna broń termojądrowa jest nawet jeszcze bardziej "czysta". W przypadku wybuchów nadziemnych, taka broń spowoduje niewielką (jeśli w ogóle) ilość ofiar pyłów radioaktywnych.
Rosyjscy eksperci wojskowi są przekonani, że następna wojna światowa będzie prowadzona przy użyciu jądrowych głowic rakietowych. Wiedzą doskonale, że broń jądrowa nie może spowodować końca świata. Według rosyjskiego eksperta wojskowego, A.S. Miłowidowa, "Burżuazyjni ideolodzy popełniają ogromny i krzywdzący błąd twierdząc niesłusznie, że w światowej wojnie termojądrowej nie będzie zwycięzcy". Miłowidow wyjaśnia, że zachodnie sprzeciwy wobec masowego użycia broni jądrowej są oparte na "subiektywnej ocenie. Takie stanowisko jest po prostu wyrazem protestu wobec wojny atomowej."
Inny rosyjski analityk, kapitan V. Kułakow, wierzy, że masowe uderzenie jądrowe może nie wystarczyć do pokonania "silnego wroga, dysponującego rozległym terytorium, które pozwoli mu na użycie przestrzeni i czasu na zorganizowanie aktywnej i biernej obrony..."
Rosyjska teoria wojskowa traktuje wojnę atomową jako w najwyższym stopniu wyniszczającą, ale równocześnie możliwą do wygrania. Rosyjscy generałowie nie wyolbrzymiają skutków wykorzystania broni masowego rażenia. Mimo że wojna atomowa może przynieść niespotykaną wcześniej w historii liczbę ofiar śmiertelnych, rosyjscy stratedzy wierzą, że dobrze przygotowany system tuneli i podziemnych bunkrów, może uratować życie wielu milionów ludzi. Właśnie dlatego Rosja buduje obecnie rozległy system schronów dla mieszkańców swoich miast.
Po stronie amerykańskiej podobnie, istnieją opracowania, sugerujące możliwość przetrwania wojny atomowej. Słynne opracowanie Rand Corporation z 1960 "Wojna termojądrowa" stwierdza "Nawet jeżeli 100 obszarów miejskich [w USA] ulegnie zniszczeniu, w całym kraju będzie nadal więcej bogactwa niż obecnie w całej Rosji i więcej potencjalnych możliwości niż stało przed tym krajem w latach czterdziestych. Stany Zjednoczone są bardzo bogatym i dobrze wykształconym krajem."
Opracowanie to stwierdzało, że nawet w przypadku śmierci połowy amerykańskiej populacji "ci którzy przetrwają nie położą się po prostu i nie umrą. Nie będą także musieli cierpieć z powodu zgubnego zamieszania."
Mimo tak wielu uczonych opracowań i studiów naukowych, mity na temat wojny atomowej przetrwały. Te mity służą do wprowadzania w błąd amerykańskiej opinii. Ze względu na te mity rząd Stanów Zjednoczonych nie kłopocze się budowaniem schronów atomowych dla swoich obywateli. Ze względu na mity nie podejmujemy poważnych przygotowań do wojny atomowej z Rosją i Chinami.
W lutym rozmawiałem z rosyjskim dezerterem, płk Stanisławem Luniewem. Mieliśmy uczestniczyć w spotkaniu z grupą emerytowanych wojskowych i urzędników CIA. Powiedziałem płk Luniewowi, że ludzie, z którymi mamy się spotkać, nie wierzą, że broń jądrowa może zostać wykorzystana.
"Dlaczego?" zapytał zdziwiony.
"Ponieważ wierzą, że małe rybki i wieloryby wszystkie zostaną zabite, jeśli dojdzie do jądrowej wymiany" - odpowiedziałem sarkastycznie.
"I co z tego?" odpowiedział Luniew. "Rosyjski sztab generalny wcale o to nie dba."
Celem wojny jest zwycięstwo. Każdy dobry generał wie, że do zwycięstwa prowadzi wiele ścieżek. Jedną z nich może być ścieżka termojądrowa. Jeżeli takie postanowienie zostałoby podjęte w Moskwie i Pekinie, pomogłoby to wyjaśnić ogromne rozmiary przedsięwzięcia, które dzisiaj widzimy. Na szczęście, sytuacja nie jest aż tak poważna. Niemniej musimy być czujni i musimy być lepiej informowani.


Jeffrey Richard Nyquist jest absolwentem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach 1988-1992 był pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, zajmując się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował między innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com. Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the Fourth World War.

Fatalna Fikcja 2005