20.05.1999
J.R. Nyquist
Czy można przetrwać wojnę
atomową?
|
|
Po artykule na temat przygotowań
Rosji do wojny atomowej, dostałem w odpowiedzi interesującą korespondencję.
Niektórzy z autorów tych listów podejrzewają, że jestem kompletnym
ignorantem. Zwracają uwagę, że przecież wojna atomowa wywołałaby
"zimę jądrową" i wówczas wszyscy byśmy pomarli. Ponieważ
nikt nie chce umierać, dlatego nikt również nie rozpocząłby wojny
atomowej (nikt również nie przygotowywałby się do niej poważnie).
Inni z moich korespondentów sugerują z kolei, że nie mam pojęcia
o skutkach promieniowania jądrowego.
Cierpliwie odpowiadam moim korespondentom, że wojna atomowa nie
oznaczałaby końca świata. Odwołuję się do badań, które pokazują,
że "zima jądrowa" nie ma żadnych naukowych podstaw,
że pył radioaktywny nie zabiłby całego życia na ziemi. To zadziwiające,
ale tylko nieliczni dają się przekonać. Większość woli apokaliptyczne
mity, tworzone przez autorów prac popularno-naukowych, producentów
filmowych i dziennikarzy. Jeżeli dr Carl Sagan powiedział raz,
że następstwem wojny atomowej będzie "zima jądrowa",
to musi to być prawda. Gdy podczas filmu ludzkość ginie z powierzchni
ziemi w wyniku radiacji, to znaczy, że właśnie tego powinniśmy
oczekiwać w realnym życiu.
Ale Carl Sagan mylił się na temat zimy jądrowej. A film "Na
plaży" ("On the Beach") wprowadził w błąd amerykańskich
kinomanów na temat działania radioaktywnego pyłu. Już czas, żeby
raz na zawsze, skończyć z tymi mitami. Wojna atomowa nie oznacza
końca świata, choć może się okazać straszliwie wyniszczająca.
Wielu uznanych fizyków ostro skrytykowało hipotezę zimy jądrowej.
Laureat nagrody Nobla Freeman Dyson stwierdził kiedyś na temat
zimy jądrowej: "To jeden z najohydniejszych odcinków nauki,
ale już straciłem nadzieję na przekonanie o tym opinii publicznej".
Michael McElroy, profesor fizyki na Uniwersytecie Harvarda, również
krytykował hipotezy na temat jądrowej zimy: stwierdził kiedyś,
że badacze, zajmujący się tym zagadnieniem, w swojej pracy zatytułowanej
"Jądrowa zima: globalne konsekwencje wielokrotnych wybuchów
jądrowych (Science, 1983), posłużyli się metodami z dziedziny
"karcianego szulerstwa".
Zima jądrowa to teoria oparta na przekonaniu, że masowe użycie
broni jądrowej spowoduje powstanie takich ilości dymu i popiołu,
które trwale przysłonią słońce, powodując w ten sposób katastrofalny
spadek temperatury na całym świecie. Według Carla Sagana, cała
planeta ulegnie w takiej sytuacji zlodowaceniu. Uprawa żywności
będzie niemożliwa. Ludzkość wyginie z zimna i głodu.
W rzeczywistości naturalne klęski żywiołowe powodują od czasu
do czasu powstanie znacznie większych ilości dymu i popiołu, niż
te spodziewane w wyniku wybuchu wojny jądrowej. W 1883 roku wulkan
Krakatau eksplodował z siłą równą 10 000 bomb jednomegatonowych,
z siłą większą niż siła arsenału jądrowego zgromadzonego na świecie.
Wybuch Krakatau nie miał większego wpływu na warunki pogodowe.
Jeszcze bardziej zgubne wydarzenie miało miejsce wiele tysięcy
lat temu, gdy ogromny meteor uderzył w Quebec z siłą 17,5 mln
jednomegatonowych bomb, tworząc krater o średnicy 63 km. Ale Ziemia
nie uległa zlodowaceniu, a życie na planecie nie zostało zniszczone.
Należy też wziąć pod uwagę poglądy profesora George'a Rathjensa,
znanego przeciwnika broni jądrowej, który powiedział, "Zima
jądrowa jest najbardziej wyrazistym przykładem fałszywego przedstawienia
dokonań nauki, jaki pamiętam". Warto też zwrócić uwagę na
poglądy profesora Russella Seitza, z harwardzkiego Uniwersyteckiego
Centrum Stosunków Międzynarodowych, który powiedział, że hipoteza
jądrowej zimy została skompromitowana.
Dwóch badaczy, Starley Thompson i Stephen Schneider, odbrązowili
hipotezę jądrowej zimy w czasopiśmie Foreign Affairs z lata 1986.
Thompson i Schneider napisali: "apokaliptyczne wnioski wypływające
z hipotezy o jądrowej zimie mogą być uznane za znacznie mniej
prawdopodobne, aniżeli do tej pory sądzono".
Dobrze. Czyli, nie będzie jądrowej zimy. Co jednak w takim razie
z radioaktywnym pyłem? Czy powstała w następstwie wojny atomowej
radiacja nie spowoduje skażenia całego globu, zabijając wszystkich?
Najkrótsza odpowiedź brzmi: absolutnie nie. Jądrowy pył radioaktywny
to oczywiście problem, ale nie powinniśmy przeceniać jego znaczenia.
Są dwa rodzaje radioaktywnego pyłu (opadu promieniotwórczego),
powstałego w wyniku wybuchu atomowego. Są to opady powstałe w
wyniku: 1) promieniowania opóźnionego i 2) promieniowania krótkotrwałego.
Według badacza Petera V. Pry'a, "Skutki promieniowania opóźnionego,
wbrew popularnej opinii, nie spowodują śmierci miliardów ludzi
na całym globie". Choć oczywiście wzrośnie liczba osób umierających
na raka naczyń limfatycznych, białaczkę, raka tarczycy. "Jednakże,
przekonuje Pry, "takie przypadki byłyby prawdopodobnie znacznie
rzadsze, niż dziś występujące przypadki śmierci w następstwie...
palenia papierosów, czy wypadków samochodowych".
Prawdziwe niebezpieczeństwo stanowią następstwa promieniowania
krótkotrwałego. To rodzaj skażenia, które powstaje, gdy wybuch
powstaje tuż nad lub w zetknięciu z powierzchnią ziemi. Powstały
w ten sposób pył radioaktywny może zabić miliony ludzi, w zależności
od zastosowanej strategii. Ale ten rodzaj promieniowania zanika
i przechodzi na bezpieczny poziom po upływie zaledwie 13-18 dni.
Nie jest trwały. Ludzie żyjący poza skażonym terenem, będą bezpieczni.
Ludzie z terenu skażonego mogą przetrwać, jeżeli będą mieli dostęp
do podziemnych schronów. Na niektórych obszarach może nawet wystarczyć
pozostawanie w zamkniętym mieszkaniu.
W przeciwieństwie do obiegowych, a mylnych opinii, nie ma udokumentowanych
przypadków śmierci w wyniku skażenia jednym z dwóch rodzajów promieniowania
ani w Hiroszimie, ani w Nagasaki. W obu przypadkach wybuchy zostały
przeprowadzone nad powierzchnią ziemi, co powoduje powstanie minimalnych
ilości radioaktywnych pyłów. Współczesna broń termojądrowa jest
nawet jeszcze bardziej "czysta". W przypadku wybuchów
nadziemnych, taka broń spowoduje niewielką (jeśli w ogóle) ilość
ofiar pyłów radioaktywnych.
Rosyjscy eksperci wojskowi są przekonani, że następna wojna światowa
będzie prowadzona przy użyciu jądrowych głowic rakietowych. Wiedzą
doskonale, że broń jądrowa nie może spowodować końca świata. Według
rosyjskiego eksperta wojskowego, A.S. Miłowidowa, "Burżuazyjni
ideolodzy popełniają ogromny i krzywdzący błąd twierdząc niesłusznie,
że w światowej wojnie termojądrowej nie będzie zwycięzcy".
Miłowidow wyjaśnia, że zachodnie sprzeciwy wobec masowego użycia
broni jądrowej są oparte na "subiektywnej ocenie. Takie stanowisko
jest po prostu wyrazem protestu wobec wojny atomowej."
Inny rosyjski analityk, kapitan V. Kułakow, wierzy, że masowe
uderzenie jądrowe może nie wystarczyć do pokonania "silnego
wroga, dysponującego rozległym terytorium, które pozwoli mu na
użycie przestrzeni i czasu na zorganizowanie aktywnej i biernej
obrony..."
Rosyjska teoria wojskowa traktuje wojnę atomową jako w najwyższym
stopniu wyniszczającą, ale równocześnie możliwą do wygrania. Rosyjscy
generałowie nie wyolbrzymiają skutków wykorzystania broni masowego
rażenia. Mimo że wojna atomowa może przynieść niespotykaną wcześniej
w historii liczbę ofiar śmiertelnych, rosyjscy stratedzy wierzą,
że dobrze przygotowany system tuneli i podziemnych bunkrów, może
uratować życie wielu milionów ludzi. Właśnie dlatego Rosja buduje
obecnie rozległy system schronów dla mieszkańców swoich miast.
Po stronie amerykańskiej podobnie, istnieją opracowania, sugerujące
możliwość przetrwania wojny atomowej. Słynne opracowanie Rand
Corporation z 1960 "Wojna termojądrowa" stwierdza "Nawet
jeżeli 100 obszarów miejskich [w USA] ulegnie zniszczeniu, w całym
kraju będzie nadal więcej bogactwa niż obecnie w całej Rosji i
więcej potencjalnych możliwości niż stało przed tym krajem w latach
czterdziestych. Stany Zjednoczone są bardzo bogatym i dobrze wykształconym
krajem."
Opracowanie to stwierdzało, że nawet w przypadku śmierci połowy
amerykańskiej populacji "ci którzy przetrwają nie położą
się po prostu i nie umrą. Nie będą także musieli cierpieć z powodu
zgubnego zamieszania."
Mimo tak wielu uczonych opracowań i studiów naukowych, mity na
temat wojny atomowej przetrwały. Te mity służą do wprowadzania
w błąd amerykańskiej opinii. Ze względu na te mity rząd Stanów
Zjednoczonych nie kłopocze się budowaniem schronów atomowych dla
swoich obywateli. Ze względu na mity nie podejmujemy poważnych
przygotowań do wojny atomowej z Rosją i Chinami.
W lutym rozmawiałem z rosyjskim dezerterem, płk Stanisławem Luniewem.
Mieliśmy uczestniczyć w spotkaniu z grupą emerytowanych wojskowych
i urzędników CIA. Powiedziałem płk Luniewowi, że ludzie, z którymi
mamy się spotkać, nie wierzą, że broń jądrowa może zostać wykorzystana.
"Dlaczego?" zapytał zdziwiony.
"Ponieważ wierzą, że małe rybki i wieloryby wszystkie zostaną
zabite, jeśli dojdzie do jądrowej wymiany" - odpowiedziałem
sarkastycznie.
"I co z tego?" odpowiedział Luniew. "Rosyjski sztab
generalny wcale o to nie dba."
Celem wojny jest zwycięstwo. Każdy dobry generał wie, że do zwycięstwa
prowadzi wiele ścieżek. Jedną z nich może być ścieżka termojądrowa.
Jeżeli takie postanowienie zostałoby podjęte w Moskwie i Pekinie,
pomogłoby to wyjaśnić ogromne rozmiary przedsięwzięcia, które
dzisiaj widzimy. Na szczęście, sytuacja nie jest aż tak poważna.
Niemniej musimy być czujni i musimy być lepiej informowani.
Jeffrey Richard Nyquist jest absolwentem
Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach 1988-1992 był
pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, zajmując
się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował między
innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku
internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final
Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com.
Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the
Fourth World War.
|