Jerzy Chodorowski
Bez kropki nad "i".
Fragment broszury zatytułowanej Kto kogo prowadzi? Szkice o zjednoczonej Europie
i globalizmie. Wydawnictwo WERS, Poznań 2003. Pierwodruk: Nowy Przegląd Wszechpolski, nr 11-12, 2001.

 

Coraz częściej w Polsce, w innych państwach byłego bloku sowieckiego, a nawet na Zachodzie pojawiają się opinie kwestionujące realność przemian związanych z rzekomym upadkiem komunizmu oraz przebudową ustroju politycznego i gospodarczego krajów "realnego socjalizmu". W Polsce fikcyjność czy fasadowość tych zmian wyrażana jest popularnie w określaniu III Rzeczypospolitej jako "PRL-bis", jako państwa, które zmieniło tylko swoje oblicze, ale pozostały w nim nietknięte najistotniejsze elementy dawnego ustroju. Jest to oczywiście określenie dalekie od precyzji, ale mimo to świadczy o poszukiwaniu przez ludzi jakiegoś klucza do zrozumienia otaczającego ich świata, ich środowiska społecznego; przez ludzi, którzy chcą mieć na co dzień jakąś swoją małą historiozofię, wyjaśniającą im, jaki jest właściwy sens rozgrywających się wokół nich wydarzeń, czemu i komu mają one tak naprawdę służyć.
Literatura na ten temat jest z natury rzeczy bardzo skąpa. Stąd pojawienie się jakiejś nowej pozycji książkowej z tego zakresu musi być odnotowane jako wydarzenie godne uwagi. Nie będzie więc przesady w uznaniu za takie publikacji Dariusza Rohnki pt. Fatalna fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu - stary wzór. Nawet ten czytelnik, który nie zgodzi się z koncepcją autora, będzie musiał przyznać, że z książki tej można się nie tylko wiele dowiedzieć, ale i wiele nauczyć.
Autor, który dał się poznać jako znawca twórczości Józefa Mackiewicza (A ja przeciwnie... Szkice o Józefie Mackiewiczu, Londyn 1997), zaczerpnął tytuł swej książki z początkowych słów wypowiedzi pisarza w Zwycięstwie prowokacji: Fatalna fikcja rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością... Podtytuł natomiast w kapitalnym skrócie rekapituluje rozwiązanie problemu "realności przemian": dawny wzór bolszewizmu pozostał - otrzymał tylko nową twarz.
Główna teza książki głosi, że Upadek Związku Sowieckiego jest mitem spreparowanym na użytek długofalowej strategii. W dzisiejszej Federacji Rosyjskiej, podobnie jak w krajach satelickich, tworzących Wspólnotę Niepodległych Państw, nic nie zagraża starym strukturom władzy. Poza zmianą szyldów, retoryki politycznej wypowiedzi, składanych deklaracji, nic nie uległo zmianie. Partyjne struktury władzy pozostały nietknięte, to samo dotyczy kagebowskiej służby bezpieczeństwa, nic więc dziwnego, że nietknięty pozostał także kompleks militarno - przemysłowy (s.154). Jest to tylko fragment starej i dalekosiężnej strategii, mającej przekonać Zachód, że socjalizm jest reformowalny, że nabiera "ludzkiego oblicza" a jednocześnie pozyskiwać wpływowe sfery wolnego świata, aby otworzyć komunizmowi drogę do pokojowego opanowania całego globu ziemskiego.
D. Rohnka stawia tę tezę na podstawie dowodów i opinii trzech ekspertów: Józefa Mackiewicza, A. Golicyna i Władimira Bukowskiego. Za najbardziej wiarygodnego uznałbym (autor prawdopodobnie nie zgodziłby się ze mną) Golicyna. Wysoki rangą oficer KGB opuścił w 1961 r. ZSRR i otrzymał azyl polityczny w USA. Przedtem przez kilka lat był przy narodzinach strategii, która miała doprowadzić do największej w dziejach prowokacji. Był w centrum wydarzeń, w pobliżu głównych planistów. Słyszał ich słowa, czytał dyrektywy, znał ich najtajniejsze plany. Stąd jego relacje miały dużą wartość. Niestety, Golicyn nigdy nie zdobył pełnego zaufania amerykańskiej CIA. W 1974 r. przestał być jej doradcą, ale nadal wysyłał do niej swe memoranda, a w 1984 i 1995 r. wydał dwie książki (o nowych kłamstwach w miejsce starych - New Lies for Old, oraz o oszukańczej pierestrojce - Perestroika Deception), w których przedstawił całą swą teorię na temat długofalowej strategii komunizmu. Jak się okazało w 1994 r., w swej pierwszej książce, z 1984 r., sformułował 194 prognozy, z których 139 (72%) było trafnych (w tym także prognozy na temat Gorbaczowskiej pierestrojki).
Drugi ekspert, Józef Mackiewicz, oparł swoją teorię strategii komunistycznej na innych fundamentach niż Golicyn. Polegał wyłącznie na własnych obserwacjach, intuicji i żelaznej logice. Wydawałoby się więc, że jego rewelacje nie powinny mieć nic wspólnego z tezami Golicyna, opublikowanymi w 1984 r., na kilka miesięcy przed śmiercią Mackiewicza. Tymczasem otrzymujemy obraz w istotnych częściach zgodny z obrazem Golicyna, tylko że daleko szerszy i nakreślony o wiele wcześniej, bo już w jego Zwycięstwie prowokacji z 1962 r. Międzynarodowy komunizm - pisze Mackiewicz - wychodzi z założenia bardzo prostego rachunku: Po co narażać się na ryzyko wojny (zguba), gdy można bez wojny, niejako gołymi rękami opanować świat. [...] Infiltracja, indoktrynacja, dezinformacja, opanowanie [...] wszelkiego rodzaju lewicowców, progresistów, pacyfistów etc., etc. przez wpływy komunistyczne są nam wszystkim bardzo dobrze znane (s.38). Zarówno Mackiewicz, jak i Golicyn uważali, że liberalizacja gospodarcza i polityczna czasów Nowej Polityki Ekonomicznej (NEP-u, lata dwudzieste XX w.) miała pomóc w podniesieniu z ruiny młodego państwa sowieckiego, a także pozyskać dla niego przychylność mocarstw zachodnich i uznanie polityczne. Środkiem do tego celu była starannie budowana i rozpowszechniana dezinformacja o ewolucji państwa komunistycznego, o upadku ducha rewolucyjnego u starych działaczy i uznaniu rewolucji światowej za mrzonki. Starano się wywołać wrażenie, że państwo sowieckie liberalizuje się, cywilizuje się, staje się powoli normalnym państwem kapitalistycznym.
Mimo to obaj eksperci różnili się w jednym bardzo ważnym punkcie. Mackiewicz uważał, że między Leninem lat dwudziestych XX w. a Chruszczowem przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych istnieje przestrzeń, w której dadzą się udokumentować kolejne, cyklicznie powtarzane prowokacje, będące etapem strategii bolszewickiej. Natomiast dla Golicyna, poza kilkoma większymi akcjami dezinformacji za czasów Stalina, w okresie tym nie było nic godnego uwagi. Poza tym pustka, czarna dziura - pisze autor. Nawet nie zauważył i nie wymienił "polskiego października". Mackiewicz zaś był zdania, że zmiany przeprowadzone w Polsce w październiku 1956 r. przez Gomułkę były ogromnie ważnym etapem strategii komunistycznej: za ich pomocą doprowadził on do genialnej prawie mistyfikacji, osiągając taki stopień solidarności szerokich warstw z partią, jakiego nie osiągnął przed nim żaden chyba przywódca komunistyczny. PRL stała się oknem wystawowym "dobrego socjalizmu", mistyfikacją jego ewolucji ku ustrojowi "z ludzką twarzą".
Trzeci ekspert, W. Bukowski, pojawia się w książce jakby w cieniu. Autor wprawdzie wyraża się z uznaniem o jego kilkunastoletniej działalności opozycyjnej, o demaskowaniu po jego wyjeździe ze Związku Sowieckiego nie tylko zbrodni systemu sowieckiego, ale także zgubnej polityki Zachodu wobec zagrożenia komunistycznego, podziwia go za bezbłędną ocenę projektów reformatorskich Gorbaczowa, które przezywał "chytrostrojką", gdyż były obliczone na oszukanie społeczeństwa sowieckiego, ale mimo to odnosi się do niego co najmniej z dużą rezerwą i dezaprobuje wiele jego wypowiedzi i postaw. Nie może mu darować, że mimo ogromnego doświadczenia dał się zwieść pozorom, uznał pucz komunistów (1991) za autentyczny i stanął po stronie Jelcyna, który go stłumił. Tymczasem zdaniem autora była to tylko jeszcze jedna ukartowana prowokacja, jeszcze jeden etap starej strategii komunistycznej mającej na celu przekonanie Zachodu o odchodzeniu ustroju państwa od krańcowych form komunizmu ku demokracji i socjalizmowi zliberalizowanemu. Bukowski tłumaczył się, że liczył na wymknięcie się w pewnej chwili całej sytuacji spod kontroli Jelcyna i na to, że właśnie wówczas będzie można wprowadzić państwo na drogę ku prawdziwej demokracji. Tymczasem pucz upadł tak błyskawicznie, że siły prodemokratyczne nie mogły się zjednoczyć, by uwolnić się od lokalnych bossów. Trzeba jednak przyznać, że ten wytrawny opozycjonista, który powiedział o sobie, że dla niego komunizm był i pozostał absolutnym złem, od którego nie ma nic gorszego, nie umieszczał zachodzących wydarzeń, w których brał udział, w długiej historii leninowskiej strategii dochodzenia do władzy nad światem, jak to czynił: Mackiewicz czy choćby w bardzo ograniczonym zakresie Golicyn.
Autor Fatalnej fikcji przeprowadza interesujące porównanie obu niewątpliwych antykomunistów - Bukowskiego i Golicyna. Główną różnicę między nimi widzi w sposobie patrzenia na wroga. Bukowski stale podkreślał jego głupotę, brak kompetencji, nie miał dla niego szacunku, a tylko pogardę. Stąd tam, gdzie Golicyn przestrzega przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, Bukowski widzi tylko słabość wroga. O tej dwoistości decydują różne doświadczenia. Tam, gdzie Bukowski gardzi, Golicyn jest pełen uznania. Tam, gdzie Bukowski podkreśla słabość, Golicyn dostrzega siłę. Jeśli jeden z nich ma rację, drugi myli się gruntownie. Albo komunistyczna elita to banda skretyniałych starców, albo szacowne grono genialnych strategów. Albo walczą o to, aby uratować własne stołki, albo pragną zapanować nad całym światem (s. 81).
Druga część książki (dwa rozdziały: Konwergencja - teoria o praktycznych konsekwencjach oraz Wojna o hegemonię) zawiera wyniki własnych badań autora nad dalszymi losami komunistycznej strategii tworzenia "fatalnej fikcji", a szczególnie nad jej recepcją na Zachodzie. Rezultaty tych dociekań oparte są na źródłach (The Soviet Analyst, monografie W. F. Jaspera, J. R. Nyquista, W. N. Grigga i in.), których może pozazdrościć autorowi niejeden wytrawny znawca problematyki nowego ładu światowego. Na ich podstawie D. Rohnka wskazuje kilka nowych frontów zmagania się Zachodu, a szczególnie Stanów Zjednoczonych, z fatalnymi fikcjami strategii komunistycznej.
Zwraca uwagę np. na rolę Antonio Gramsciego (wraz ze zbliżonymi doń marksistami) w procesie bolszewizacji Ameryki. Ten włoski komunista postawił bowiem "Marksa na głowie", dowodząc, że kulturalna nadbudowa określa polityczną i ekonomiczną bazę. Przyjąwszy tę tezę, Amerykański Instytut Studiów Politycznych rozpoczął długi "marsz poprzez instytucje" - media, uniwersytety, instytucje publiczne, religijne, i kulturalne, które mają zmienić wartości kulturalne i osłabić moralność, a więc przygotować warunki do przejścia władzy politycznej i ekonomiczne w ręce radykalnej lewicy.
Dalej autor akcentuje z naciskiem, że głośna w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia konwergencja (zbliżanie się i upodobnianie ustrojów gospodarczych Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego) odbywa się nadal, i to już tylko na zasadach i warunkach narzuconych przez komunizm. Padają porażające cytaty.
Gorbaczow: zasadniczo jako filozofia, jako model organizacji społeczeństwa, komunizm musi być traktowany z szacunkiem. Jeżeli wziąć pod uwagę zastosowanie pewnych do rozwoju sprawiedliwości społecznej i większą kontrolę państwa, istnieją pewne metody, które są użyteczne[...]. Potrzebujemy nowego społeczeństwa, nowej cywilizacji i konwergencji wszystkich elementów najlepszych w obu systemach (komunizmie i kapitalizmie).
Bliski doradca Clintona, Derek Shearer: gospodarka demokratyczna to nic innego tylko zakamuflowana forma gospodarki socjalistycznej. Wizja gospodarki demokratycznej powinna stać się dominującym poglądem ekonomicznym. Jest to coś, co Antonio Gramsci nazwał hegemonią ideologiczną.
Dlatego przekonująco brzmi konkluzja autora: Bardzo powoli, za to konsekwentnie [...] Ameryka przeżywa radykalną metamorfozę ustrojową. Z symbolu wolności przeradza się w symbol nowoczesnego totalitaryzmu. Nie ma tam terroru ani policji politycznej. Powszechny strach obywateli uzyskuje się w sposób całkowicie praworządny. Pałki przestały być potrzebne. Wystarczą sądy, prawnicy, urzędnicy społeczni i współobywatele. Przeciętny Amerykanin to potencjalny przestępca winien rasizmu, homofobii, użycia przemocy, nadużycia. W niektórych dziedzinach, takich jak media i edukacja, rak totalitaryzmu poczynił ogromne spustoszenie. W innych walka z nim trwa i - jak na razie - rokuje nadzieje na powodzenie.
Ostatni główny temat książki to globalizacja. Zdaniem autora, do pewnego stopnia sama globalizajcja nie jest problemem. Jest bowiem naturalnym efektem cywilizacyjnym, dzieckiem błyskawicznego rozwoju komunikacji, która zaciera dzielące nas różnice. Problemem staje się dopiero wówczas, gdy się bierze pod uwagę cel, któremu ma służyć. A stawka jest wysoka: praktyczne urzeczywistnienie idei konwergencji - utworzenie Światowego Rządu i Nowy (Socjalistyczny) Porządek Świata. Doszło do tego, że całe elity polityczne, których głównym obowiązkiem jest ochrona suwerenności własnych państw i narodów, stają się dla tej suwerenności największym zagrożeniem. Z przytoczonych wypowiedzi wyziera arogancki cynizm:
Narodowa suwerenność nie odpowiada potrzebie chwili i traci na znaczeniu, mimo że jeszcze wielu trzyma się jej kurczowo (Otto von Gablentz, ambasador RFN w Moskwie).
W ciągu kolejnych stu lat narodowość całkowicie straci na znaczeniu; wszystkie państwa będą uznawać jeden światowy rząd. Istnienie wszystkich krajów jest oparte na umowie społecznej. Bez znaczenia jak trwałe i nawet święte mogą się one wydawać, [...] wszystkie są sztuczne i przejściowe (Strobe Talbott, zastępca Sekretarza Stanu USA).
Jesteśmy świadkami nowej ery [...]. W końcu wieku znajdujemy się w punkcie wyrastania ponad dotychczasową formę państwa narodowego, która pociągnęła kontynent w otchłań [...] państwo narodowe z właściwą sobie koncepcją suwerenności przeżyło się. [...] Jest zbyt małe dla większych problemów [...] i zbyt duże dla wielu mniejszych (Roman Herzog, Prezydent RFN).
Na problemie globalizacji kończy się wątek informacyjny książki. Właściwie należałoby powiedzieć: "urywa się". Przypuszczam bowiem, że każdy czytelnik, ochłonąwszy po solidnej porcji rewelacji, zada sobie pytanie: No, dobrze, to jest komunistyczna droga do globalizacji, ale jak wyglądają inne? Wiadomo przecie, że i inne ideologie czy ruchy społeczno-polityczne w swej skarbnicy celów i w arsenale środków działania mają także globalizację. Choćby starsze od komunizmu wolnomularstwo. Tymczasem autor Fatalnej fikcji nie stawia kropki nad "i". Nie daje odpowiedzi na to - wydawałoby się - naturalnie nasuwające się pytanie ani nawet jej nie sugeruje.
Ale czy można z tego powodu postawić mu zarzut? Myślę, że nie. Przedstawienie bowiem globalizmu wolnomularskiego w rozmiarach analogicznych do komunistycznego powiększyłoby tylko objętość książki, a kropka nad "i" i tak nie zostałaby postawiona, gdyż pojawiłyby się kolejne pytania. Zarówno bowiem komunizm, jaki i wolnomularstwo zasadzają się na tej samej filozofii uniwersalizmu, na której opierają się nacjonalizmy narodów aspirujących do panowania nad światem. Znamy dobrze dwa z nich, a jest ich więcej. Powstaje więc pytanie: jaka jest relacja między nimi a globalizmem komunistycznym czy wolnomularskim?
I tu daje znać o sobie ukryty walor książki: inspirujący. Jej treść wypełniona jest myślami o ładunku inspiracyjnym. Pytanie goni pytanie, z jednego problemu wyłania się kolejny. Np. sama strategia komunistyczna urobienia Zachodu na nową modłę socjalistyczną według starego kroju ma kilka wymiarów. Przede wszystkim cywilizacyjny. Walka o hegemonię nad światem toczy się przecież między cywilizacjami. Atakują cywilizacje: chińska, turańska, bizantyjska i żydowska, a bronią się już tylko jakieś enklawy, ogniska oporu cywilizacji łacińskiej. Kto przewodzi cywilizacji atakującej? (Interesujące, co miałby tu do powiedzenia p. Andrzej Horodecki?) Ma też "fatalna fikcja swój wymiar eschatologiczny, katastroficzny czy apokaliptyczny. Są autorzy wiążący nadchodzenie Nowego Ładu Światowego z końcem czasów. Dalej, "fatalna fikcja" jest niewątpliwie dziełem spisku. Nasuwa się więc pytanie, jak wygląda ona na tle dziś już coraz szerzej uznawanej "spiskowej teorii historii"? Jednocześnie nadarza się okazja, by tę teorię oczyścić z wulgaryzmów i uwolnić od doktrynerskiego pojmowania.
Kropki nad "i" nie postawił Autor, nie postawi jej również recenzent, mający nadzieję, że na temat tej intrygującej książki rozwinie się tak bardzo potrzebna dyskusja. Książka wprost prowokuje do niej i myślę, że zechce w niej zabrać głos również Autor. Wymiana myśli jest konieczna, gdyż - jak twierdził F. Koneczny - obrona cywilizacji wyższej, będącej w konfrontacji z niższą, wymaga większego natężenia intelektu [...] i większej energii duchowej. Gdy powołani do tej obrony uchylają się od niej, w narodzie narasta zjawisko dezercji ku cywilizacji niższej. Początki jej obserwujemy, niestety, już od dawna.

Fatalna Fikcja 2005